Zjednoczeni Trzemeszno jakiś czas temu znaleźli się na niemałym zakręcie. Zdołali jednak wyjść na prostą i mocno stawiali się rywalom w “okręgówce”. Zapukali nawet do bram V ligi, ale ostatecznie przez wrota prowadzącej do tej klasy rozgrywkowej nie przeszli. Zatrzymali się u progu.
TO NIC NIE KOSZTUJE. Dołącz do naszego kanału nadawczego na Facebooku i bądź na bieżąco >>> TUTAJ <<<
Na niedosyt po sezonie uwagę w rozmowie ze sportzpazurem.pl zwraca Andrzej Stefański, trener Zjednoczonych. – Jakbym miał w dwóch zdaniach podsumować ten sezon, to powiedziałbym, że na pewno jest mały niedosyt. Z perspektywy tych ostatnich spotkań apetyt nam delikatnie wzrósł na to, byśmy mogli spróbować awansować. Nie był to jednak nasz nadrzędny cel. Zakładaliśmy sobie w sumie cel w postaci utrzymania pierwszej trójki w lidze okręgowej. To było dla nas najważniejsze. Zrealizowaliśmy ten plan – podkreślił.
Summa summarum wynik Zjednoczonych cieszy. – Patrząc na to, jak sytuacja wyglądała w styczniu, gdy tutaj przyszedłem, to nikt się nie spodziewał, że możemy osiągnąć taki sukces i zagrać w barażach. Jest trochę goryczy, ale posłodzonej dużą ilością cukru. To drugie miejsce jest mega satysfakcjonujące dla mnie i dla zarządu. Oczywiście z perspektywy zarządu i trenera, który jest ambitny, to niedosyt na pewno jest. Po meczu usiedliśmy i sobie to wszystko przeanalizowaliśmy i summa summarum jesteśmy mega zadowoleni z tego, co osiągnęliśmy – zaznaczył Stefański.
– Zarząd w stu procentach wywiązał się ze swoich wszystkich założeń i ten cel w jakimś stopniu został zrealizowany. Dwa mecze barażowe zagwarantowały nam dodatkowe emocje. Oczywiście szkoda, że się nie udało, ale sam sezon jesteśmy w stanie uznać za bardzo udany – kontynuował.
Zjednoczeni jeszcze niedawno wygrywali mecz za meczem. – W pewnym momencie, wygrywając siedem meczów z rzędu, myśleliśmy, że osiągnęliśmy tak dużo, że możemy wygrać tę ligę. Wiadomo, że każda drużyna w pewnym momencie może złapać zadyszkę i tutaj na pewno znaczenie miało to, że zostaliśmy osłabieni. Kamil, który był liderem tej drużyny, wyjechał za granicę do pracy i delikatnie nie mogliśmy tego poukładać i zapełnić luki inną osobą. Były różne próby. Ostatecznie znalazłem środek i udało się wywalczyć baraż. – spostrzegł Stefański.
Czego zabrakło w barażach? – Jeżeli miałbym szczerze powiedzieć, to uważam, że wyłącznie szczęścia. Pod względem umiejętności w żadnym stopniu nie odbiegaliśmy od Korony. Nawet jadąc na wyjazd aż 150 km w środę, po pracy, zdominowaliśmy całkowicie rywala, ale nie zachowaliśmy pewnego rodzaju koncentracji i niepotrzebnie daliśmy sobie strzelić dwie bramki. Korona przeprowadziła dwa szybkie ataki i dobrze organizowała się po naszych stałych fragmentach gry. Wykorzystała swoja szanse. W typowo piłkarskim slangu powiedziałbym, że w Wilkowicach mieliśmy pełną dominację, tylko zabrakło szczęścia. Sytuacji było dużo, a nasza gra wyglądała bardzo dobrze. Trzeba jednak przyznać, że bramkarz Korony w tym dwumeczu wykonał kapitalną robotę. Może być określany mianem ojca tego sukcesu – zauważył trener Zjednoczonych.
– Dla nas brak awansu nie jest żadnym kataklizmem. Będziemy się rozwijać. Po mojej analizie wynika, że w tym dwumeczu barażowym mogło też zabraknąć trochę siły i przygotowania fizycznego z uwagi na to, że my graliśmy w weekend przed barażem bardzo ważne spotkanie w 30-stopniowym upale. Zwycięstwo było nam potrzebne do barażu. W ten weekend Korona miała wolne. My już w środę musieliśmy jechać na wyjazd. Nie ukrywam, że w sobotę widziałem trochę po drużynie, że brakowało świeżości. Niósł nas jednak doping kibiców. W nowym sezonie będziemy wyciągać wnioski, by dalej grać o najwyższe cele – zapewnił.
Na kolejnej stronie przeczytasz m.in. o tym, czy Andrzej Stefański zostaje na stanowisku trenera Zjednoczonych
Ostatnia aktualizacja artykułu: 29 czerwca 2022 o godz. 17:22:31
Powinniśmy zainteresować się jakimś tematem? Daj znać na redakcja@sportzpazurem.pl lub telefonicznie 696 188 438!
Koniecznie polub nas na Facebooku: